Zapraszam do czytania i przepraszam za małe obsunięcie... :/
~~***~~
Pamiętam
jakby to było wczoraj. Dzień, kiedy poznałem moje przeznaczenie.
Było to jakieś 5 lat temu. Miałem wtedy 17 lat i byłem Juninem.
Wracałem wtedy od Hokage, po zdaniu raportu z udanej misji. Wracając do rezydencji przechodziłem koło akademii, gdy usłyszałem jakieś
krzyki z pola treningowego. Myśląc, że dzieciaki ćwiczą
poszedłem w kierunku pola, by ich poobserwować. Jednak widok, jaki
zastałem przeraził mnie i zmroził mi krew w żyłach. Do pala, w
który dzieciaki miały rzucać
shuriken'ami
i kunai'ami przywiązany był mały, młody lisek. Jednak dość nie
typowy. Zamiast rudej sierści miał nienaturalnie jasną prawie
złotą. Jednak najbardziej moją uwagę zwróciły oczy. Nie były
one brązowe jak zazwyczaj, jego oczy były nienaturalnie błękitne.
Na szczęście dzieciaki nie zaczęły rzucać, choć jeden już się
do tego przymierzał.
-
Nawet
się nie waż!- warknąłem.- Wszyscy idziecie ze mną do Hokage.
Dobrze wiecie, że lisy w naszej wiosce są uważane za święte.-
powiedziałem podchodząc by odwiązać biedne zwierze.
-
Ale,
Uchiha-san! Mój tata go przyniósł dla mnie z Emerarudo
no mori(jap.
Szmaragdowy las)...-
powiedział chłopiec, który jeszcze chwilę temu celował w liska.
Na jego słowa poczułem jak podnosi mi się ciśnienie, nigdy nie
należałem do osób cierpliwych.-... i powiedział, że jest mój i
mogę z nim zrobić co chcę.
-
Nie
wolno sprowadzać zwierząt z tego lasu do wioski!!!- wydarłem się
klękając przed słupem. Podniosłem dłonie by rozwiązać sznurek,
którym były związane przednie łapki liska, ale ten skulił się i
pisnął przerażony. Widać było, że zwierze było wcześniej
szczute i bite. Spojrzałem na przerażone bachory kątem oka.
„Dobrze
im tak, teraz wiedzą jak mniej więcej czuł się kitsune”.-
Nie ważcie się nawet drgną, idziecie ze mną do Tsunade-samy (nie
wiem czy to się odmienia- przyp.aut.). WSZYSCY.-ostatnie zdanie
podkreśliłem i powróciłem do rozwiązywania zwierzaka, kiedy
zauważyłem, że jego biały brzuszek robi się powoli czerwony.
Przeraziłem się. Wyciągnąłem szybko jeden kunai i przeciąłem
liny. Błękitnookie zwierze nie było nawet w stanie utrzymać się
na nogach. Wziąłem, więc je na ręce i poganiając dzieciaki
skierowaliśmy się do budynku głównego. Po drodze zgarnąłem
Kibę. Jego klan opiekował się zwierzętami z naszej wioski, więc
to on zaopiekuje się lisem gdy ja będę wyjaśniał sprawę z z tą
młodzieżą. Będąc już pod drzwiami od gabinetu Hokage, uwolniłem
jedną dłoń i zastukałem delikatnie w drzwi. Słysząc ciche
„proszę”, nacisnąłem klamkę i wepchnąłem dzieciaki przed
siebie. Zaraz za mną wszedł Kiba i odebrał ode mnie złotą kulkę
futra by się nim zająć. Ja w tym czasie opowiedziałem
przywódczyni wioski cały incydent. Tsunade słysząc co się działo
na placu treningowym, oraz, że doszło do zamachu na życie lisa.
Jako karę za ich przewinienia przesunęła im możliwość
przystąpienia do egzaminu na genine do następnego roku. Natomiast
ojciec winnego został zawieszony na 3 miesiące w obowiązkach
shinobi, a słodki chisai kitsune trafił pod moją opiekę.
-
Uważaj
na niego. Jest wygłodzony i poobijany. Rana na brzuchu to tylko
lekkie nacięcie na skórze.-Jutro nie będzie śladu.- powiedział
Kiba oddając mi puszysty kłębek. Wziąłem go na ręce i używając
techniki teleportacji przeniosłem siebie i liska do mojej
rezydencji. Położyłem liska na łóżku a sam poszedłem do
łazienki, by zmyć z siebie brud i pot z misji. Gdy wróciłem do
sypialni i położyłem się na łóżku, mój nowy współlokator
wstał i ułożył się w zagłębieniu mojej szyji zwijając się
ponownie w kłębek, mrucząc z zadowolenia. Skupiając się na
wibracjach dźwięku zasnąłem.
~~***~~
Rano
obudziłem się wypoczęty jak nigdy. Jednak, gdy odwróciłem głowę
i zauważyłem brak mojego towarzysza lekko się przeraziłem. Szybko
zerwałem się z łóżka i zacząłem przeszukiwać cały dom.
Wchodząc do salonu moją uwagę przykuł bandaż, który ciągnął
się, aż do puchatego dywanu ułożonego pod kominkiem. To właśnie
tam leżała moja zguba śpiąca w najlepsze. Z westchnieniem
pokręciłem głową i skierowałem się do kuchni przygotować dla
siebie śniadanie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na stoliku
stało gotowe już tradycyjne japońskie śniadanie. Było tam
wszystko, od ryżu, aż po Tsumetai
o-cha*.
Było tam jeszcze Tamagoyaki,Słodkie
suszone ikanago,
Owoce,
Smażony
węgorz, Zupa
miso,
znalazła tam się nawet Śliwka
ume-boshi.
Podszedłem
niepewnie do stołu i zacząłem szukać jakieś notki. Mała
karteczka leżała oparta o miskę z ryżem, jednak charakter pisma
był mi nieznany, co mówiło mi, że nie jest to prezent od żadnej
z moich wielbicielek. Trochę poddenerwowany usiadłem przy stole i
mrucząc cicho „Itadakimasu”
zabrałem się za jedzenie. Przez kolejne miesiące sytuacja z rana
powtarzała się. Po wstaniu szukałem lisa, a po wejściu do kuchni
zastawałem gotowe śniadanie.
~~***~~
Po
trzech miesiącach, od kiedy uratowałem Kitsune udałem się na
dłuższa misję.
Niestety
na misji moja drużyna wpadła w zasadzkę wroga i z całej 12
osobowej drużyny udało się przeżyć tylko 5 osobą ze mną
włącznie. Po powrocie do wioski zostałem przez Hokage uziemiony w
domu. Nie mogłem wstawać z łóżka. Na moje nieszczęście opiekę
nade mną miała przejąć Sakura. Dziewczyna cały czas skakała
nade mną piszcząc, co drugie słowo „Sasuke-kun”, ale do tego
byłem przyzwyczajony i po prostu nie reagowałem. Jednakże, gdy
usłyszałem jej najnowszy pomysł myślałem, że ją rozszarpię.
-
Sasuke-kun,
prawda, że hodujesz tego sierściucha dla mnie? Ach, Sasuke-kun!!
Jesteś cudowny... Myślisz kochanie, że z jednego lisa uszyją mi
czapkę na zimę.. O, albo parę rękawiczek? Och, tak. Para
rękawiczek z futra lisa. Toż
to cu...
-
Zamknij
się.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.- Nie hoduję go dla
ciebie. Ja go w ogóle nie hoduję dla nikogo!- Wakai
kitsune (jap.
Młody lis) słysząc, że coś się dzieje wskoczył na łóżko i
zaczął się ocierać o moją rękę mrucząc cicho.- Sakura wyjdź,
jest już późno, a ja chcę się położyć spać.
Dziewczyna
zrobiła, o co ją prosiłem trzaskając na koniec drzwiami. Nie
przejmując się tym, że jest dopiero pierwsza popołudniu,
odwróciłem się na drugi bok i przytuliłem do tej łaszącej cię
kulki. Niestety niedane mi było się wyspać. Śniła mi się moja
misja. Znowu przeżywałem ten koszmar. Jednak tym razem w momencie,
gdy miałem zostać pchnięty kunai'em w brzuch usłyszałem
delikatny głos: „Szzz... Sasuke. To tylko zły sen, to tylko zły
sen. Jestem przy tobie. Słyszysz? Nic ci nie grozi...”. Słysząc
ten łagodny i melodyjny głos, mój koszmar odpłynął. Koszmar
natychmiast się zmienił w miły sen, w którym goniłem jakaś
postać. Nie wiem kim była, ale miała złote włosy i była ubrana
w pomarańczowe kimono. Jednak ten stan nie trwał długo, bo już po
chwili mój koszmar powrócił, ale już bez kojącego głosu. Gdy
zostałem dźgnięty, zerwałem się z łóżka z krzykiem. Po
uspokojeniu oddechu zwróciłem uwagę na hałasy dobiegające z
parteru. Wygrzebałem się z pościeli i ruszyłem powoli w kierunku
schodów. Po dotarciu na parter w słuchałem się skąd dochodzą
hałasy. Okazało się, że dochodzą one z kuchni. Wchodząc do
pomieszczenia przeżyłem kolejny szok. Mianowicie w mojej kuchni do
lodówki zaglądała jakaś postać, nucąc pod nosem nieznaną mi
melodię. Nagle postać wyprostowała się zamykając lodówkę i
odwróciła się w moim kierunku. Nieznajomy widząc mnie w progu
upuścił miskę z jajkami, które przed chwilą wyciągnął.
Podbiegłem szybko do niego i nie zwracając nawet uwagi na deptane
przeze mnie jajka, przyparłem go do drzwi lodówki. Obcy pisnął
przerażony. Moją uwagę w tedy przyciągnął ruch w jego włosach.
Czułem
jak oczy rozszerzają się na widok pary lisich uszu. W tym samym
momencie coś musnęło nogę, gdy tam spojrzałem zobaczyłem złotą
lisią KITĘ! Krzyknąłem przerażony odskakując. Obcy osunął się
po drzwiach lodówki i zaczął łkać.
-
Pro... Proszę, nie... nie uciekaj. Ja... Ja jak chcesz to odejdę i
wrócę do lasu, tylko... tylko proszę nie bij...- wyszeptał
roztrzęsiony. „Chwila, lasu? Chyba nie chce mi powiedzieć, że to
on jest moim złotym liskiem!!”- krzyczałem w myślach. Podszedłem
do niego i łapiąc go za brodę uniosłem jego twarz ku mojej, by
spojrzeć w jego oczy. Były niebieskie, nie wiarygodnie niebieskie.
Tak to był mój chikai
Kitsune
(jap. Mały lisek).
-
Jak się nazywasz i kim jesteś? Dlaczego nie odszedłeś, gdy miałeś
okazjię?- spytałęm delikatnie, nadal wpatrując się błękitne
ślepka. Lis na moje słowa zaczął się wiercić zdenerwowany.
Jednakże odpowiedział na moje pytania.
-
Nazywam się N- Naruto. Ja... jestem pół demonem.- mówiąc to
Naruto opuścił wzrok na podłogę.- Ja zostałem porwany ze swojego
domu, a gdy próbowałem wcześniej uciec byłem bity. Bałem się. A
teraz, ja... ja...- blondyn zamknął oczy i wyszeptał niewyraźnie-
ja...ie...ch..łe..c..ę..z...s..wić.
-
Przepraszam, możesz powtórzyć ostatnie zdanie?
-
Ja... JANIECHCIAŁEMCIĘZOSTAWIĆ!! WIEM,ŻE ZNAMY SIĘ KRÓTKO, ALE
KOCHAM CIĘ!- z zakończeniem ostatniego zdania Naru rzucił się na
mnie i pocałował. Tamto wydarzenie odmieniło moje życie...
~~***~~
-Gdzie
mi odpłynąłeś? Hm...??- wymruczał mi do ucha mój mąż. Tak,
Naru i ja jesteśmy małżeństwem od 4 lat. Nie mieszkamy już w
Konoha-gakure, ale w rodzinnym lesie mojego lisiątka. Poznałem tu
jego rodziców: Kyuubi'ego- nadopiekuńczą matkę i Minato- cichego
i spokojnego, choć równie niebezpiecznego ojca. A tak, zapomniałem
wspomnieć, że lisie demony pomimo, iż są płci męskiej mogą
posiadać potomstwo. Właśnie wraz z aniołkiem nie możemy się
doczekać, aż na świat przyjdzie nasz promyczek.
-Nigdzie
skarbie. Wspominam jak się poznaliśmy i jak bardzo od tamtego czasu
moje życie uległo zmianie.- odpowiedziałem na jego wcześniejsze
pytanie.- Kocham cię.- powiedziałem, usadawiając ukochanego na
moich kolanach- Ciebie i naszego promyczka.- Naruto zamruczał
rozkosznie, składając na moich wargach delikatny pocałunek. „Ja
ciebie taż kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo, Sasu” usłyszałem
w odpowiedzi.
~~***~~
A tak wyglądało śniadanie Sasuke
1.Ryż
2.Tamagoyaki - czyli potrzepane jajka z sosem sojowym, smażone jak jajecznica, a potem zawijane i krojone.
3.Słodkie suszone ikanago. Suszone w całości małe rybki, także jemy główkę i oczka, a mały szkielecik lekko chrupie w zębach.
4.Owoce - to jest kiwi polane bułgarskim jogurtem naturalnym. Kiwi w Japonii ma kolor żółty i jest bardzo słodkie.
5.Smażony węgorz
6. Zupa miso - zupa z wodorostów, ryby, z kawałkami tofu - prawdziwa ma słodkawy smak.
7. Śliwka ume-boshi - największy czad jaki można spróbować. Te śliwki są marynowane w wielkim słoiku i wyglądają bardzo przyjaźnie. Smak nie do opisania - to jest tak przerażająco kwaśne i tak słone.
8. Tsumetai o-cha, czyli zimna zielona herbata.
Są to obrazki, które zachęciły mnie do napisania tej historii... Mam nadzieję, że się opłacało??
Agrrr słodkie :3 Jak mogli!!! Mojego liska!!! Jak bym dorwała te bachory to.... >.< Ale wszystko się ułożyło :) pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńZwykle wolę trochę cięższe opowiadania, ale to było naprawdę fajne ;) No i świetna muzyka!
OdpowiedzUsuń